Zwierzenia i przemyślenia... cz. I
Czasem bywa tak, że chcesz podzielić się z innymi swoimi przemyśleniami. Poznać opinię innych... może ktoś myśli podobnie jak Ty... może nie jesteś osamotniony ze swoimi myślami... Zapraszam do zagłębienia się w moje przemyślenia... może ja też nie jestem sam.
Zwierzenia i przemyślenia... cz. I
Dziś trochę bardziej osobiście… o nadziei i wierze, ale nie o takiej o jakiej myślicie, jako człowiek i jako członek ekipy To Get There.

Na co dzień jestem cichym człowiekiem, spokojnym, opanowanym, bardzo zrównoważonym stawiającym mocno na racjonalizm i logikę. Zawsze przed opublikowaniem postu szczególnie gdy robisz to w imieniu jakiejś marki pojawia się pytanie jak ludzie to odbiorą, szczególnie gdy będzie to nieco osobiste… i wiecie co… Kto będzie zainteresowany, ten poczyta, kto nie ten nie. Kto będzie popierał to miło, że będą podobni do mnie, a kto będzie chciał hejtować nawet bez przeczytania całości to i tak to zrobi.

“Nie wolno mylić wiary, że uda się na końcu zwyciężyć, której nigdy nie można utracić – z umiejętnością stawienia czoła nawet najbardziej brutalnym faktom otaczającej Cię rzeczywistości, jakiekolwiek by one nie były. Jakże pięknie te słowa Admirała Jamesa Stockdale’a odzwierciedlają dzisiejszą rzeczywistość. Przyszło nam zmierzyć się z nie lada wyzwaniem i najtrudniejsze w tym wszystkim jest spojrzenie prawdzie w oczy, nawet jeśli jest ona trudna. Dlaczego przytoczyłem tu ten cytat?... Otóż ten weteran wojny w Wietnamie, który spędził 8 lat jako jeniec, przetrwał tortury i bicie… twierdził, że z jeńców pierwsi umierali… optymiści! To oczywiście dosyć niezwykła informacja, bo mogłoby się wydawać, że to właśnie optymiści powinni przetrwać. Jednak przez ich nastawienie sprawiało, że ostatecznie umierali. Wyznaczali sobie termin, do kiedy chcą wyjść na wolność, a gdy ten termin mijał, wyznaczali kolejny. Mówili: „Wyjdziemy przed Świętami”. Jednak Święta przychodziły i odchodziły. Rok po roku. W końcu optymiści tracili nadzieję i wolę walki. Mieli już dosyć. Woleli wybrać śmierć… 

Brzmi znajomo? Ile razy słyszeliśmy „za miesiąc będzie lepiej”, “po lecie będzie lepiej”… byliśmy i jesteśmy karmieni nadzieją „po wakacjach będzie dobrze”, po wakacjach nie jest dobrze i powstaje kolejna obietnica „na wiosnę będzie lepiej”, a naród po cichu wewnętrznie, psychicznie umiera. 

Przyjdzie nam się pogodzić, że wirus z nami zostanie, on nie zniknie, po prostu przestanie się o nim mówić i przejdzie do porządku dziennego. Może to brutalne, ale taka jest prawda. Na świecie mamy tylko 2 oficjalnie eradykowane choroby, więc dlaczego w tak krótkim czasie miałoby się stać z tą, tak łatwo przenoszoną? Oczywiście można to uzasadnić w bardziej rozbudowany sposób, ale to materiał na dłuuugi artykuł. 

Przyszło nam żyć w „nowych czasach” mierzyć się z nowymi wyzwaniami, ale nie mamy wyjścia… musimy. Dbajcie o siebie, nie zapominajcie, żeby ze sobą rozmawiać i się wspierać. Bo czuję, że konsekwencje dla zdrowia psychicznego w przyszłości będą dużo gorsze niż to co mamy teraz…